czwartek, 12 stycznia 2012

pielgrzym

echo dawnych watpliwosci, ktore wciaz rezonuja przy pisaniu kazdej zwrotki, i amplifikowaniu kazdego slowa przez kabel do miksera i dalej przez soundsystem. jak bardzo jestesmy w stanie zblizyc sie w relacjonowaniu naszych uczuc, stanow wewnetrznych, odczuc do tego co naprawde czujemy i na ile ktos inny jest w stanie odebrac nasze intencje nieskazone?

po co te slowa splywaja na kartke ekran czy petle? dlaczego?
napewno daje to jakas sile, poczucie kontroli na tym co dookola, bo przeciez to co opisane to poznane.prozaiczna pulapka

jak bardzo muzyka, dzwiek sa terapia, ktora znieczula nie prowadzac jednak do znieczulicy.
jak wiele pozwolimy werbalizacji kladzionej na dzwieki tworzace melodie zajmowac sie atakiem na skazy swiata? czy ma byc tylko nieskazitelnym balsamem na dusze? jesli slychac moj glos to nie koniecznie znaczy ze warto go sluchac ze chce powiedziec cos wazkiego...
czasem jedyne co mamy do zakomunikowania to systematyzacja swiata przez nas ustalona, ktora chcemy innym narzucic. kazdy opis to zbrodnia, kazde slowo to oskarzenie. kazda idea to stagnacja. zycie to zmiana, przeplyw. zmiana miejsca zmiana dzwiekow to juz samo w sobie w pewien sposob zamkniety, kompletny sens.
ciagla walka ciagla zmiana


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz